Nie każdy naukowiec musi popularyzować badania (wywiad wideo)
- “Pamiętajmy o tym, że dziś, kiedy mamy tyle uczelni w Polsce i każda uczelnia oferuje podobne kierunki, to jedyną formą, żeby się wyróżnić na rynku, jest pokazywanie ludzi i badań, które prowadzą”.
- “Nie jest tak, że każdy naukowiec z każdym projektem naukowym powinien postawić sobie za cel popularyzowanie tego projektu”.
- “W zakresie współpracy na linii świata akademickiego bardzo dużo wymaga się od naukowców, za mało wymaga się od przedsiębiorców”.
Wywiad Adama Zalewskiego z Natalia Osicą do obejrzenia:
A tu transkrypcja z rozmowy:
Adam: Natalio, w naszej branży dominuje przede wszystkim kontakt mailowy, telefoniczny, przynajmniej na początku, tym milej Cię powitać w Łodzi. Przyjęłaś moje zaproszenie, dzięki serdeczne. Cześć.
Natalia: Cześć, dzięki za zaproszenie.
A: My, dziennikarze, kojarzymy Was jako firmę, która dostarcza nam kontent merytoryczny, artykuły, proponuje różnych rozmówców, ale gros Waszej działalności – jednak im plus dla naukowców – jakbyś w kilku słowach miała zapowiedzieć Waszą działalność na tej kanwie, co by to było?
N: To może najłatwiej przez pryzmat tego, z jakimi potrzebami przychodzą do nas klienci. A przychodzą do nas naukowcy, którzy dostają granty i zależy im na tym, aby te granty spopularyzować. Przychodzą naukowcy, którzy zakładają firmy i zależy im na kompleksowej, profesjonalnej obsłudze komunikacyjnej. Przychodzą też do nas uczelnie, instytuty naukowe i badawcze, które zatrudniają naukowców. Widzą taką potrzebę, aby budować swój wizerunek poprzez wiedzę, którą naukowcy tworzą w murach tych uczelni czy instytutów. Także wtedy, kiedy organizują konferencje międzynarodowe naukowe czy generalnie potrzebują dotrzeć do szerszego grona odbiorców, zbudować zasięg – stworzyć sobie przestrzeń do rozwoju.
A: A skąd pomysł na taką agencję, typowo dla naukowców? Zobaczyłaś tę lukę i powiedziałaś: „Tak, zagospodaruję”. To też wymagało odwagi, jakby nie patrzeć.
N: Rzeczywiście, wymagało to ode mnie odwagi. Tym bardziej że takiej agencji PR wcześniej na rynku nie było, i do tej pory jesteśmy jedyną agencją, która zajmuje się wyłącznie nauką. Skąd pomysł? A pomysł narodził się z pasji, a pasja powstała w murach Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej (SWPS), gdzie przez kilka lat byłam rzecznikiem prasowym. Moim zadaniem było m.in. przekonanie pracowników naukowych od tego, aby otworzyli się na współpracę z mediami. Ten cel osiągnęliśmy, podobnie jak drugi. A drugim zadaniem było to, aby przekonać naukowców do dzielenia się wiedzą płynącą z wyników prowadzonych przez nich prac badawczych.
A: I ten drugi jest chyba jeszcze trudniejszy, co?
N: Tak, trudniejszy. To miało miejsce w latach 2009-2012. Pamiętam, że wtedy w mediach jedyne doniesienia związane z wynikami badań naukowych dotyczyły amerykańskich naukowców. Naprawdę była to rzadkość, aby polskie instytucje naukowe czy uczelnie komunikowały wyniki swoich badań. I to był też taki czas, że dostrzegłam potrzebę naukowców. Oni chcą popularyzować, ale nie wiedzą jak. Równolegle zaczęli dzwonić do mnie naukowcy z innych instytucji, pytać się, radzić jak to zrobić, żeby dotrzeć do większego grona osób spoza świata akademickiego z wynikami badań. I to na pewno było jedną z moich inspiracji.
A: „Współpraca nauki z biznesem” to jest trochę slogan, który jedna i druga strona przestaje lubić, ale mimo wszystko naukowcy cały czas bardzo rzadko inicjują ten kontakt. Po pierwsze, czemu tak rzadko? A po drugie, co mogą na tym zyskać?
N: To jest temat bardzo obszerny, o którym moglibyśmy długo rozmawiać. Naukowcy, tak naprawdę, nie mają tego samego celu, co przedsiębiorcy. Celem naukowca jest to, żeby uprawiać naukę na najwyższym poziomie. Wyrazem tego są publikacje w najbardziej uznanych czasopismach naukowych, międzynarodowe granty, które naukowcy pozyskują, współpraca z najlepszymi naukowcami na całym świecie. Tymczasem przedsiębiorcy potrzebują nauki, aby tworzyć innowacje, a więc żeby rozwijać polską gospodarkę i swoje firmy. To są dwa zupełnie różne cele. Moim zdaniem, współpraca między nauką a biznesem przebiega całkiem sprawnie, biorąc pod uwagę to, że te dwa światy mają dwa różne cele. Oczywiście na rynku troszeczkę się już zmienia, m.in. za sprawą Konstytucji dla Nauki. Przyszli naukowcy mają możliwość wybrania ścieżki wdrożeniowej, czego przejawem jest doktorat wdrożeniowy, czyli od początku mogą planować swoją karierę naukową w oparciu o współpracę z biznesem. I to na pewno spowoduje, że więcej będzie udanych projektów współpracy. Z drugiej strony mamy Sieć Łukasiewicza, która nakłada na instytuty badawcze obowiązek realizacji badań stosowanych w odpowiedzi na strategiczne cele polskiego rządu. Naukowcy mają obecnie różne możliwości. Nadal szereg naukowców będzie podążał ścieżką wyłącznie naukową i przedsiębiorcy do tego celu w żaden sposób nie będą potrzebni.
A: Ty już po części odpowiedziałaś na to pytanie, ale jakie słabości, jakie trudności, jakie błędy też identyfikujecie po obu stronach? Bo nie ma co też mówić, że błędy pewnie tylko naukowcy popełniają.
N: Nie wiem, czy to są błędy, to jest po prostu brak zrozumienia, dwóch, różnie funkcjonujących światów. Powiedziałam Ci o różnych celach, ale to nie wszystko. W świecie biznesu pracują głównie ludzie nastawieni na szybki efekt, ludzie, którzy lubią odhaczać taski – zadaniowcy. To są też osoby, które są rozliczane z celów finansowych. Po stronie naukowców mamy przede wszystkim ludzi, którzy myślą analitycznie, którzy potrzebują więcej czasu na podjęcie decyzji. To z kolei powód, dla którego tak po prostu współpraca nauki i biznesu się nie wydarzy.
Ja mam takie przekonanie, obserwując dyskusję, która się toczy w mediach wokół tematu współpracy nauki i biznesu, że brakuje w tym wszystkim równowagi i partnerstwa. To naukowców obarcza się odpowiedzialnością za to, że mamy za mało innowacji w Polsce. Naukowców obarcza się odpowiedzialnością za to, aby dobrze kształcili przyszłe kadry – to przecież oni mają przekazywać studentom wiedzę.
A: Nieść kaganek oświaty.
N: Tak, dokładnie. Co więcej, naukowcy dziś muszą na siebie sami zarabiać. Bo muszą pozyskać granty na to, żeby robić dla siebie badania. Muszą zrekrutować sobie ludzi do pracy. I jeszcze się im mówi, że przez nich innowacja w Polsce nie rozwija się tak jak powinna. A biznes tylko czeka na to, aż naukowcy się zmienią. Ja osobiście uważam, że fajnie by było, gdyby przedsiębiorcy nie patrzyli z góry na naukowców. A powiem szczerze, że często zdarza się w rozmowach z firmami, że słyszę takie argumenty, które w negatywnym świetle stawiają naukowców. A pytanie moje brzmi: co robi biznes, aby zrozumieć świat nauki, aby zrozumieć ten sposób myślenia, aby nauczyć się tego języka? W zakresie współpracy na linii świata akademickiego bardzo dużo wymaga się od naukowców, za mało wymaga się od przedsiębiorców.
A: Ja celowo w zapowiedzi naszej rozmowy użyłem słowa promocja. Promocja w odniesieniu do nauki, w odniesieniu do projektów badawczych. Bo mam wrażenie, że boimy się tego słowa i ono jest bardzo negatywnie nacechowane. A to przede wszystkim chyba powinniśmy zmienić.
N: To prawda, rzeczywiście. Promocja kojarzy się bardzo negatywnie. Nie wiem, czy uda nam się to zmienić. W mojej firmie mamy na to swój sposób: nie używamy słowa promocja, tylko informacja. I to jest dość ważne. Bo kiedy pójdziesz do naukowca i zaproponujesz mu, żeby zaczął promować swoje dokonania, to on powie: „Nie, ja nie chcę się chwalić”. Chwalenie to nie jest domena naukowca.
A: Na zasadzie, że jeżeli coś jest dobre, to samo się obroni – wyjdzie z szuflady i pójdzie do tego przedsiębiorcy.
N: Nie, naukowcy tak nie myślą. Naukowcy wiedzą, że muszą wykonać pewien wysiłek, żeby dotrzeć do pożądanych grup odbiorców. Co nie zmienia faktu, że jeśli przedstawimy im to jako sposób promocji, to nie będą chętni, bo są skromni. Naukowcy są z definicji skromni, więc jeśli powiemy im: „Słuchajcie, warto informować, bo wtedy ten cały wysiłek, który wkładacie w badania naukowe, przynosi większe efekty, bo więcej ludzi się o Was dowiaduje, więcej osób może się zainteresować Waszą pracą”. No chociażby to, że rodzina, sąsiedzi w końcu zrozumieją czym się zajmujecie i dowiedzą się o tym, co się dzieje w tym laboratorium, w którym siedzicie na co dzień – to już są pewne korzyści.
Więc mam taką zasadę, że jak przekonuję, proponuję naukowcowi otwarcie się na świat pozaakademicki, to pokazuję mu to w wymiarze korzyści zawodowych, korzyści osobistych i przekonuję, że to nie jest chwalenie się, tylko informowanie.
A: Mam wrażenie, że trochę za bardzo skupiliśmy się na relacji nauka-biznes, a tu jeszcze są media. I właśnie nie należy się bać tych klasycznych śniadaniówek czy mediów po prostu mainstreamowych. Bo dzięki temu słuchacz, widz, który na co dzień być może nie rozumiałby aż tak zaawansowanej analityki, aż tak zaawansowanych badań będzie mniej więcej wiedział, o co chodzi i się zainteresuje.
N: Tak, to prawda. Pod warunkiem, że naukowiec będzie potrafił w prosty sposób wyjaśnić czym się zajmuje. Umówmy się, to nie tylko naukowcy mają z tym problem. Każdy specjalista napotyka taki problem. Jeszcze warto wziąć pod uwagę to, że wielu naukowców ma doświadczenie współpracy z dziennikarzami i nie są to pozytywne doświadczenia. Także zdarza się, że ktoś jest bardzo chętny, otwarty, podejmuje tę współpracę, ale kończy się ją z postanowieniem, że nigdy więcej. A to po prostu wynika z tego, że o tym doświadczeniu świadczy obopólna współpraca, która nie zawsze przebiega tak, jak każda ze stron sobie wyobraziła.
A: To powiedz mi, na jakim etapie powinno zacząć się promować tę naukę albo informować, jak sama powiedziałaś? Jak, krok po kroku, to powinno przebiegać? Mam na myśli odbudowanie zespołu przez budowanie i rozszerzanie swojej marki aż po sukces końcowy, czyli komercjalizację albo zdobycie pieniędzy na kolejne badania.
N: To może zacznę od tego, że nie każdy projekt naukowy nadaje się do tego, aby go popularyzować w szerszym zakresie. Więc to nie jest tak, że każdy naukowiec z każdym projektem naukowym powinien postawić sobie za cel popularyzowanie tego projektu. Po drugie, inaczej wygląda sytuacja w przypadku nauk podstawowych, inaczej nauk aplikacyjnych. Nauki podstawowe są po to, żeby rozszerzać naszą wiedzę o świecie, więc jak najbardziej warto te nauki popularyzować i tutaj nie ma żadnych ograniczeń, tak jak w przypadku nauk aplikacyjnych, gdzie celem jest bardzo często komercjalizacja. Więc czasem lepiej nie spopularyzować wyników badań aplikacyjnych, bo możemy zdradzić coś, co spowoduje, że nie dojdzie do współpracy z przedsiębiorstwem.
A: „Kiedy wejdziesz między wrony, musisz krakać jak i one”.
Jesteśmy na YouTubie, więc siłą rzeczy użyjemy trochę tej nomenklatury: budowanie strony internetowej, kanału na YouTubie, udział w konferencjach czy jakiekolwiek inne promowanie swojej działalności też kosztuje. Powiedz mi, jak zrobić to dobrze, tanio, nie tracąc przy tym na jakości, czyli, używając takiego nośnego słowa, lifehacki dla naukowców, na YouTubie to jest modne.
N: Okej, wymieniasz przykłady kanałów komunikacji jak YouTube, Facebook, strona internetowa. Żeby te kanały uruchomić, trzeba mieć co zakomunikować. A żeby to zrobić, trzeba mieć kogoś, kto się tym zajmie. Jak myślisz, jak często zespół naukowy ma kogoś, kto może się tym zająć?
A: Procentowo Ci nie powiem, ale bardzo rzadko na pewno.
N: Dokładnie, bardzo rzadko. Chociaż zdarza się, że jest asystent, jest adiunkt, który chce się za to zabrać. W praktyce okazuje się, że tego czasu nigdy nie starcza. Nawet rozpoczęte działania nie kończą się dobrze, bo, przykładowo, zespół naukowy założył kanał na YouTubie, profil na Facebooku, jest strona internetowa, ale tam się nic nie dzieje.
A: Albo coś kosztem czegoś. Jeżeli będzie się działo, a nie mają pomocników, to nie będą zajmowali się tym, dlaczego to zostało założone.
N: Tak, a zawsze nauka będzie na pierwszym miejscu. Dlatego moim głównym tipem dla naukowców jest to, aby w pierwszej kolejności sprawdzili, jakie mają możliwości u siebie, na swoich uczelniach, w swoich instytutach naukowych, bo ten obszar komunikacji na uczelniach się bardzo rozwija i biura promocji, biura prasowe są coraz bardziej zainteresowane tym, żeby pomagać swoim ludziom, tylko trzeba z nimi rozmawiać. Dużo lepszym rozwiązaniem jest wpięcie się w domenę uczelni czy instytutu i postawienie tam podstrony, wykorzystanie fanpage’a uczelni do popularyzowania swoich osiągnięć. To jest dużo korzystniejsze, a nie obciąża tak naukowca. Bo nie musi dbać o aktualizację własnej strony internetowej, żeby te posty pojawiały się regularnie, czy żeby wideo na YouTubie nie było rzadkością ograniczoną do jednego w roku.
A: A myślisz, że gdyby przyszli do uczelni i poprosili: „Zaktualizujcie nam coś, polajkujcie nas, zaszerujcie”. Czy inne tego typu słowa, to oni by to zrobili? Być może naukowcy się po prostu boją, tak jak powiedziałaś, chodzi o skromność. Nie zaproponuję, bo może nie wypada, a może czasami warto od takiego prostego dialogu zacząć – nie jest to żadna wyszukana forma promocji przecież.
N: Potwierdzam, na pewno warto zaczynać od dialogu. W stu procentach się pod tym podpisuję. Jeśli pytasz mnie o to, jak to wygląda na uczelniach, to myślę, że różnie. Pewnie raz przyjdzie naukowiec, poprosi o pomoc i ją dostanie, innym razem zostanie poproszony, aby przyjść za tydzień, bo biuro promocji czy biuro prasowe będzie bardzo zajęte. Warto się przedstawić i powiedzieć, jakie się badania prowadzi, jakie się ma potrzeby. Pamiętajmy o tym, że dziś, kiedy mamy tyle uczelni w Polsce i każda uczelnia oferuje podobne kierunki, to jedyną formą, żeby się wyróżnić na rynku, jest pokazywanie ludzi i badań, które prowadzą. Te rzeczy się nie powtórzą, nie będzie tego samego człowieka i tych samych badań na dwóch, trzech różnych uczelniach. Więc biura promocji też zaczynają dostrzegać potencjał, jaki tkwi w tym, aby wykorzystywać badania naukowe w promocji uczelni. Dlatego zawsze zachęcam naukowców, żeby spróbowali i nie rezygnowali z tej szansy, jaką uczelnia może stworzyć. Jeśli nie zaczną prosić, pytać to ta opcja być może nigdy się nie pojawi.
A: Zostańmy jeszcze na chwilę przy nazewnictwie na YouTubie. Bardzo często są filmy na zasadzie „Oczekiwania vs. Rzeczywistość”, co jest bardzo modne, jeżeli ma pokazywać kontrast, pewną groteskę między różnymi światami. Jeżeli zastosowalibyśmy to do nauki, czy na jednym azymucie byłyby gdzieś faktycznie oczekiwania grantodawców, osób, które finansują. A na drugim zupełnie, totalnie odległym, możliwości naukowców. Czy aż tak źle nie jest, czy aż taki kontrast to nie jest? Wiesz chyba, o jakich firmach mówię mniej więcej.
N: Nie, aż tak źle nie jest. Generalnie naukowcy to racjonalni ludzie i jeśli grantodawca oczekuje od nich czegoś, to podejmują się tego działania. W praktyce wygląda to w ten sposób, że w Unii Europejskiej jest obowiązek popularyzowania badań. Projekty finansowane ze środków programu Horyzont 2020, który jest największym w historii programem finansowania badań i innowacji. W tym programie popularyzowanie jest obowiązkowe. I naukowcy z Polski, którzy biorą udział w grantach finansowanych z Horyzontu, mają z tym do czynienia.
Inaczej troszeczkę jest, jeśli chodzi o granty krajowe. Tutaj głównym źródłem finansowania jest Narodowe Centrum Nauki, Narodowe Centrum Badań i Rozwoju czy też Fundacja na Rzecz Nauki Polskiej. Przykładowo, Narodowe Centrum Nauki jakiś czas temu podjęło takie działania, aby zachęcać naukowców do popularyzowania. Na etapie składania samego grantu trzeba przygotować notkę popularyzatorską i naukowcy się do tego dostosowują, bo grantodawca tego oczekuje. Podsumowując, jeśli wszyscy grantodawcy oczekiwaliby tego działania, to ja jestem przekonana, że naukowcy podążyli za tym oczekiwaniem. Ale jeśli nie muszą, to tego nie robią. To też jest całkowicie, moim zdaniem, zrozumiałe.
A: A jeżeli ktoś nam powie nie, wszystko pójdzie tak, jak chcemy. Albo po prostu mamy mniej tego szczęścia, ale postępujemy faktycznie według tych wskazówek, o których mówisz. Co i tak będziemy mieli dla siebie po tym wszystkim, tak przy okazji?
N: Przede wszystkim, nowe doświadczenie, ale też bazę kontaktów, która będzie przydatna przy kolejnych projektach. I to, co zauważyłam, na co naukowcy często zwracają uwagę – kiedy opowiadają o swoich doświadczeniach popularyzatorskich – nowa perspektywa. Spotkanie z ludźmi, którzy są spoza świata akademickiego, możliwość opowiedzenia im o tym, co robimy naukowo, to jest też możliwość usłyszenia ich pytań, a te pytania odzwierciedlają sposób myślenia ludzi spoza świata naukowego. Znam naukowców, dla których to było inspiracją dla podjęcia kolejnych badań i znam naukowców, którzy przez to zaczęli troszeczkę inaczej patrzeć na to, co robią i w inny sposób o tym opowiadać.
A: Dzięki Ci serdeczne za rozmowę.
N: Dziękuję.
A: Dla mnie, słowa, które dzisiaj padły to żaden tani coaching, to merytoryczne uwagi osoby, której leży na sercu rozwój osobisty polskich naukowców i projektów. Jeśli poświęcamy na coś dobrych kilka lat życia, to jest to absolutnie normalne, że chcemy, aby owoce naszej pracy były dostrzeżone i docenione. Naukowcy zasługują nie tylko na poklask przyłożonych i dyplomy na półkach, ale też na dostatnie życie, wynagradzanie adekwatne do ich osiągnięć i starań. Ale szczęściu trzeba trochę pomóc. Dajcie szansę funduszom i inwestorom zobaczyć w Was potencjał i wydać na Was trochę pieniędzy.